Malta – miejskie spacery – Valletta, Mdina, Mosta
Boldogkőváralja i Eger jesienią
W dzisiejszym poście jedziemy na Węgry. Będzie to jednodniowa wycieczka, ale postaramy się wam pokazać kilka ciekawych miejsc. Może dzisiejszy post zachęci was do wypadu na Węgry. My choć byliśmy jeden dzień polecamy wyjazd na cały weekend.
Na szczycie owalnej góry tufowej nad wioską Boldogkőváralja wznosi się zamek Boldogkő. Jest jednym z najstarszych węgierskich zamków, powstał najprawdopodobniej w XII w. a pierwsze wzmianki o nim datuje się na końcówkę wieku XIII. Jako twierdza chronił drogę koszycką. W XV wieku zamek był gruntownie rozbudowany. Często też zmieniał właścicieli. W 1701 roku zamek został wysadzony w powietrze. Po tym wydarzeniu jezuici przechowywali w nim zborze. W połowie XVIII wieku zamek odkupił rajca królewski. Zamek odrestaurował jednak po tych pracach nie da się już ustalić większości pierwotnych średniowiecznych otworów okiennych i drzwiowych. Po drugiej wojnie światowej zamek stał się własnością państwową. Na początku działało tu schronisko turystyczne. Malowniczy zamek stał się miejscem wycieczek turystycznych. Na początku lat 90-tych schronisko zamknięto, a zastąpiono go wystawami wojskowymi. W 2002 roku na zamku rozpoczęły się kolejne poważne prace rekonstrukcyjne i wykopaliskowe. Zmienił się wygląd zamku: dwie wieże otrzymały dach ochronny. Na „lwiej skale” zbudowano wyjście skalne. Ponadto nastąpiła nie mniej znacząca, ale niewidoczna transformacja. Połączenie podziemne piwnicy zamkowej i winiarni zamkowej (różnica poziomów 20 m). Dzięki temu zmęczony turysta po obejrzeniu zabytków może dostać się prosto do chłodnej zamkowej winiarni. Co prawda byliśmy w lochach zamkowych, ale winiarni nie odkryliśmy. To kolejny punkt do zobaczenia następnym razem.
Otoczenie zamku jest rzeczywiście piękne, szczególnie wiosną kiedy kwitną kwiaty w gajach morelowych. Warto tu przyjechać w każdą porę roku, jednak my szczególnie rekomendujemy wiosnę i jesień.
Bilet wstępu dorośli 2000 Ft (25,50 zł), dzieci 1300Ft. Otwarty jest codziennie, godziny otwarcia warto sprawdzić na stronie internetowej zamku KLIK TUTAJ
Jadąc w kierunku Egeru zatrzymaliśmy się na chwilę na plantacji winogron. Mimo, że była to połowa października kiście winogronowe radośnie wygrzewały się w promieniach słońca. Pięknie tu.
Eger jest znany w szczególności z produkcji dobrej jakości wina i winniczek rozsianych po całej okolicy. Można tu przyjechać, posmakować, a potem zaopatrzyć się w wino w bardzo dobrej cenie. Wiele małych rodzinnych winniczek produkuje też wino na własne potrzeby, a zgromadzone zapasy w przydomowych piwniczkach zapewniają wino na mniejszych i większych rodzinnych uroczystościach.
W Egerze parkujemy zazwyczaj niedaleko dworca autobusowego. Stąd mamy blisko do centrum miasta. Po drodze mijamy majestatyczną katedrę, liceum z ciekawostką w postaci kamery Obskura, pałac biskupów i zmierzamy w kierunku głównego placu miasta nazwanego na cześć bohatera narodowego Istvana Dobo.
Nowością w Egerze okazała się karuzela. Trochę dla żartu kupiliśmy bilety, jednak moje poczucie komfortu nie do końca było na odpowiednim poziomie. Widoczki zmieniające się wraz z położeniem naszej kapsuły były rzeczywiście rewelacyjne.
Bilety wstępu dorośli 2000 Ft, dzieci 1500Ft.
Kolejnym punktem na mapie Egeru był Minaret. Został wybudowany w 1596 roku ze starannie wykutych bloków piaskowca. W mieście wzniesiono dziewięć minaretów, jednak przetrwał się tylko jeden. Po odzyskaniu miasta Węgrzy chcieli zburzyć minaret przy pomocy 400 wołów, budowla okazała się na tyle stabilna, że na nieusuniętej budowli na czubku półksiężyca umieścili krzyż. Minaret ma wysokość 40 metrów, a na wysokości 26 metrów biegnie dookoła balkon widokowy ograniczony balustradą na który prowadzi 97 wąskich, wysokich i kręconych schodów. Widoki na miasto rewelacyjne, choć i tu moje poczucie komfortu było na jeszcze niższym poziomie niż na karuzeli. Jeżeli macie lęk przestrzeni lub lęk wysokości dobrze zastanówcie się czy chcecie tam wchodzić.
Bilet wstępu dorośli 500 Ft (ok. 6,50 zł)
Zamek w Egerze to kolejny punkt spaceru po mieście. My byliśmy tam kilkakrotnie i tym razem podeszliśmy tylko pod bramę. Wybudowano go pod koniec XIII wieku. Jednym z najbardziej znanych wydarzeń w historii miasta jest obrona zamku pod dowództwem Istvana Dobo w 1552 roku. Garstka egerskich wojów odparła ponad trzydziestokrotnie liczniejsze oddziały tureckie. Przekazywana jest legenda o tym jak Turcy dowiedzieli się, że Węgrzy są tacy silni i waleczni bo piją byczą krew, przez co mają czerwone brody. Mieszkańcy miasta oczywiście dostarczyli pod obóz turecki magiczny napój, który nie był niczym innym jak egerskim winem. Jak możecie się domyślić nietrzeźwych Turków było znacznie łatwiej pokonać. Wydarzenie to upamiętnia tablica na murach obronnych zamku, a wino nazywane jest Egri Bikaver (bycza krew). Na zamku w Egerze nie znajdziecie starodawnych komnat, jest tam co prawda muzeum, ale budynku na dziedzińcu przypominają bardziej te nam obecne. Wystawy są bardzo ciekawe, podobnie jak eksponaty na placu zamkowych, szukając chwilę traficie też na katakumby. Dla mnie najpiękniejsze na zamku są widoki na miasto z murów obronnych.
W knajpce Piggy Funny zamówiliśmy ciekawy deser. Pyszny choć bardzo słodki. Przypominało ciasto na parze nadziewane marmoladą, polane ogromną ilością waniliowego sosu i posypane cynamonem. Polecamy.
Ostatnim i jednym z najważniejszych punktów każdej wycieczki do Egeru jest wizyta w Dolinie Pięknej Pani ( Szépasszonyvölgy ). Dawniej były tu same proste winniczki z gąbczastym mchem na ścianach, ogromnymi drewnianymi beczkami i miłymi winiarzami, którzy często opowiadali o swoim produkcie, gdzie można było najpierw degustować a potem kupić wino do własnych baniaczków lub kupić większe plastikowe butelki. Cena wina tradycyjnej piwniczce 600 Ft/ litr. Mi najbardziej smakowało wytrawne wino z aromatem słodkich kwiatów, jednak już ta starsza pani nie sprzedawała wina.Wielka szkoda. Winiarz dawał do spróbowania swój produkt, jeżeli nam smakowało z radością sprzedawał nam wino z poczuciem, że to co zrobił podoba się klientowi. Teraz takich winniczek jest już tylko kilka, a większość przekształcono w restauracje nazywane winiarniami. Ceny tu są już o wiele wyższe, a wino sprzedawane jest w firmowych butelkach. Szkoda, że rozwój tego miejsca idzie w taką stronę, bo kiedy znikną ostatnie tradycyjne winniczki dla nas to miejsce straci swojego ducha i niezaprzeczalny klimat.
Zapraszamy do obejrzenia krótkiej relacji z naszego wyjazdu:
OneDayTrip – Węgry / Boldogkőváralja – Eger
TURECKIE WAKACJE W SIDE – RIWIERA TURECKA
Tegoroczne wakacje zapowiadały się dość można by powiedzieć nieciekawie. Szybujące w górę ceny wyjazdów zagranicznych sprawiły, że postanowiliśmy lato spędzić w domu na działce. Jednak jak to w naszym przypadku bywa okazja pojawiła się zupełnie niespodziewanie, dodatku w kierunku, którego całkowicie nie braliśmy pod uwagę. Zresztą jak powiemy, tu nie szukamy to często bywa, że właśnie tam jakimś dziwnym trafem lądujemy.
Nasz wyjazd rozpoczął się w Krakowie, więc bardzo dla nas bardzo komfortowo. Z Dworca Głównego pojechaliśmy pociągiem na Lotnisko w Balicach, a później samolotem na lotnisko w Antalyi. Z lotniska czekał nas jeszcze około 55 km transfer lotniskowy, trochę się zdziwiliśmy, że droga ta zajęła nam dobrze ponad 2,5 godziny. W tym czasie zatrzymaliśmy się na opcjonalną przekąskę taką jak frytki, kebab, lody, picie i takie tam ( ceny super wysokie ), dzięki czemu nie zdążyliśmy na tzw. nocną zupę w restauracji hotelowej. W hotelu pokój okazał się przyjemny, a dzięki temu, że był na piątym piętrze na poddaszu mieliśmy świetny widok na okolicę. Na szczęście w lodówce była zimna woda.
Pierwszego dni już wyspani zrobiliśmy rundkę po hotelu, żeby wiedzieć co gdzie jest. Śniadanie to jak i następne były bardzo różnorodne i pyszne, podobnie jak reszta posiłków. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zakotwiczyliśmy się nad małym basenem i dopiero wieczorem, kiedy temperatura trochę się obniżyła wybraliśmy się na plażę porobić trochę zdjęć i podziwiać to co nad morzem najbardziej lubimy, czyli zachód słońca. Spacerowiczów było sporo, jednak każdy mógł wybrać skrawek dla siebie, my dotarliśmy do falochronu, tam było tylko kilka osób.
Żeby wyjazd nie był monotonny na zasadzie plażowanie i wygrzewanie się nad basenem kupiliśmy zabieg hammamu i wycieczkę zorganizowaną po okolicy.
Cały zabieg hammamu był bardzo przyjemny. Bardzo dobrze, że wybraliśmy się drugiego dnia kiedy skóra była jeszcze nie podrażniona przez słońce i to rzeczywiście polecam. Nasz pakiet składał się z suchej sauny, masażu w pianie, peelingu, masażu olejami i maseczki z zielonej glinki. Trochę żałowaliśmy, że kupiliśmy ten zabieg u rezydentki, ponieważ okazało się, że w naszym hotelu oferowana jest dokładnie ta sama usługa za te same pieniądze i nie trzeba marnować czasu na przejazdy i czekanie na transport.
Drugą wycieczką, którą kupiliśmy u rezydentki była wycieczka po Side i okolicy. Pierwszym przystankiem było Side antyczne. Malownicze miejsce rozciągające się na dość dużej powierzchni od strony morza. Przewodnik w języku polskim opowiedział kilka ciekawostek i faktów dotyczących historii Side. Przeszliśmy koło Nimfeum, domów z częścią handlową, bramę monumentalną, przeszliśmy obok teatru rzymskiego i dotarliśmy do świątyni Ateny i Apollina. Miejsce jest rzeczywiście przepiękne. My bardzo lubimy takie klimaty więc wróciliśmy tu ostatniego wieczoru. Warto wybrać się do muzeum, nam tym razem nie starczyło na to czasu.
Kilka ciekawostek z antycznego miasta: Pierwsze wzmianki o Side pochodzą z IV w.p.n.e. Większość pozostałości budowli jest z około II w., czyli z czasów świetności tego miasta za panowania Rzymian. Było to centrum handlowe, najczęściej jednak handlowano przyprawami, tkaninami, jak również niewolnikami, bito tu też własną monetę. Miasto przeżywało wzloty i upadki. Bardzo podupadło za sprawą piratów, a ostatecznie zostało mocno zniszczone podczas trzęsienia ziemi w IV w. Do Nimfeum, jak również do innych budowli słodka woda doprowadzana była akweduktami z gór Taurus. Najbardziej znane są kolumny świątyni Apollina, dzisiaj jest ich 6 jednak pierwotnie było ich 36.
Symbolem miasta jest granat.
Kolejnym punktem wycieczki był wodospad na rzece Manavgat. Wodospad jest bardzo ładny z lazurową wodą. Ciekawe miejsce na wycieczkowej mapie Side. Czasu wystarczyło żeby chwilę popatrzeć z kilku tarasów i na spokojnie zrobić zdjęcia. My oczywiście zapomnieliśmy lampy błyskowej, której przy tak słonecznej pogodzie jest niezbędną :).
Kolejnym punktem był rejs po rzece Manavgat. Przepłynięcie w jedną stronę trwa około 40 minut, a kończy się krótkim plażowaniem i kąpielą w morzu u ujścia rzeki do morza. Dla odmiany tutaj jest plaża żwirkowa. Istniała opcja wykupienia przejazdu na wielbłądach. W ramach przejazdu był dość smaczny obiad w postaci mięsa z frytkami i surówką. Powrót do miejsca początkowego.
Zwiedzaliśmy też meczet Cami Manavgat, potocznie zwany meczetem z czterema minaretami. Zadziwia pięknem i tajemniczością, bogato zdobiony ornamentami wewnątrz jak i na zewnątrz stanowi istną perełkę architektury sakralnej. Wyglądem nawiązuje do meczetu w Stambule.
Należy pamiętać o odpowiednim stroju. Skorzystałam z okryć udostępnionych dla wchodzących, dlatego wyglądałam jak krakowska przekupka, tylko brakowało mi koszyka z jajkami :).
Ostatnim punktem naszej wycieczki było muzeum oliwy wraz z degustacją oliwy, syropu z granatu i win z melona oraz granatu. Głównym punktem w tym miejscu był sklep z pamiątkami, ale ceny były 300% wyższe niż na przyhotelowym bazarku, więc nic nie kupiliśmy.
Cały wyjazd był super klimatyzowanym autokarem i to duży plus ( swoją drogą dziwne, że ile razy jeździłam z polskimi przewoźnikami na różne wycieczki tak w lecie w Polsce jak i na południe Europy zawsze był kłopot ze schłodzeniem autokaru).
Cena za wycieczkę była spora ( 29 euro/osobę), kiedy chce się pospacerować w po antycznym mieście, podejść pod wodospad i meczet w Manavgacie spokojnie można to ogarnąć za max 10 euro za dwie osoby. Busiki kursują bardzo często, a opłata to za 1 euro za wejście. Na parkingu pod parkiem archeologicznym jest coś w rodzaju punktu początkowego większości busików. Warto zapoznać się również z ofertą wycieczek fakultatywnych w hotelu i na przyhotelowych kramikach, ceny są sporo niższe niż u rezydenta.
W hotelu bardzo podobał się nam turecki wieczorek. Sala przyozdobiona w barwy narodowe ( trochę jak na wiejskim weselu 🙂 ), każdy dostawał bezalkoholowy drink owocowy, a do jedzenia była lokalna przystawka, której nazwy nie znalazłam. Na danie główne było mięsko do kebabów, kofty i wybór ryb, chlebek pita ( i oczywiście inne dania nie koniecznie tureckie), a na deser ogromny wybór słodyczy ozdobionych tureckimi akcentami, ale też baklawy i coś co przypominało nitki z bakaliami w miodzie ( super słodkie, ale pyszne). Uzupełnieniem wieczoru były oczywiście tańce i folklor turecki. Bardzo miły wieczór.
Do parku archeologicznego wróciliśmy w ostatni wieczór, wtedy też kupiliśmy bilety do teatru rzymskiego. Stopnie amfiteatru skonstruowane są tak, żeby nie męczyć się wchodząc po schodach i nie mieć wrażania, że się z nich spadnie schodząc, świetna lekcja architektury dla obecnych stadionów. Przeszliśmy się pod świątynię Appolina o zachodzie słońca, pospacerowaliśmy promenadą i wróciliśmy na późną kolację do hotelu.
W niedzielę od wschodu słońca do 9 rano jeszcze trochę poopalaliśmy się się przy basenie, zjedliśmy szybko śniadanie i o 9.30 musieliśmy opuścić hotel. Zbieranie gości po hotelach trwał 2,5 godziny, a potem przejazd na lotnisku z przerwą na kebaba przy tych samych budkach. Turcję opuściliśmy o 15.30. W mieszaniu w Krakowie byliśmy około 18.30.
Z naszych wojaży przywieźliśmy naturalne mydełka Dalan – dużą paczka 3 euro (pojedyncze wychodziły około 1,5 euro, balsam do ciała Dalan – 5 euro, turecką herbatę na wagę – 3 euro/100g, turecką kawę euro – 350g/g, przyprawy ok. 3 euro/100g ( rzeczywiście pachną o wiele intensywniej niż te kupowane w naszych sklepach), ze słodyczy Turkish delight około 5 euro za paczkę, chałwy (0,8 euro – 4 euro, ale ich akurat nie polecam, pomarańcze które dostawaliśmy do posiłków, magniesiki ( wiadomiks) po 1 euro/sztukę, przy zakupie co najmniej 5 był spory rabat, a na końcu kupiłam jeszcze taką cienką narzutę za 5 euro (to akurat był turecki produkt bez żadnych logotypów). Takie ceny są standardowe, można się targować, ale przy większych zakupach robionych w tym samym kramiku, dostaniecie np. więcej herbaty, słodyczy lub rabat.
Jak oceniam Side w kontekście naszego wyjazdu:
My mieszkaliśmy w hotelu Side Royal Paradise z opcją all inclusive, 6 dni i troszkę to jednak dla nas trochę za mało :).
Otoczenie hotelu i plaża są sprzątane tak z grubsza, leży sporo śmieci, ale też początkiem przydrożnego śmietniska są turyści mający głęboko gdzieś czystość i ekologię. W hotelu prawie wszystkie napoje są serwowane w szklankach wielokrotnego użytku (za to brawo), ale na plaży już w plastiku :(. Bardzo dobrym pomysłem było zabranie z domu metalowych butelek termosów szczególnie na plażę, można było w barze uzupełnić wodę i mieć ją schłodzoną w zasadzie dopóki się nie skończyła.
Bardzo dużo przyjeżdża tu osób rosyjsko języcznych, więc dla mówiących w tym języku problem komunikacji nie istnieje, angielski też nie jest problemem.
Obsługa hotelowa była taka sobie, niby robili co do nich należało, ale jakby nikt im głowy nie zawracał to byłoby lepiej.
Ceny wycieczek fakultatywnych, masaży i innych atrakcji są wysokie, o wiele wyższe niż w Polsce, np. koszt masażu tam gdzie byliśmy na hammamie zaczyna się od 220 zł/godz.
Przyhotelowy bazarek okazał się najtańszym punktem zakupów, ale z tego co widziałam na youtube w Stambule na bazarze jest o połowę taniej bez targowania. Swoją drogą nie miałam pojęcia, że ubrania i akcesoria z różnymi logotypami są sprzedawane aż tak oficjalnie. Szkoda, że trudno tu znaleźć coś tureckiego, bo przecież produkuje się w Turcji świetnej jakości ręczniki czy inne wyroby odzieżowe. Myślę, że prawdopodobnie trzeba szukać na bazarkach lub sklepach dla lokalsów trochę dalej od hoteli.
Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie praktycznie brak nachalności przez sprzedających, oczywiście zachęcają do zakupu ale kiedy powie się dziękuję, odpuszczają.
Mamy w planach wrócić do Turcji i zwiedzić na własną rękę jeszcze kilka atrakcji i oczywiście targ w Manavgacie lub Stambule. Czytałam, że są tu o wiele lepszy asortyment i niższe ceny niż pod hotelami. Przede wszystkim interesują nas lokalne owoce i przyprawy. Bardzo polecano nam tureckie banany, podobno są pyszne, nie sprzedawane w UE przez ich kształt niezgodny z normami. Chcielibyśmy też popróbować lokalnej kuchni w miejscach nie tylko dla turystów, zaintrygowały nas zupa z soczewicy, meze (przystawek) oraz pyszną pide czyli turecką odmianę pizzy.
Szczególnie polecam świeżo wyciskany sok z pomarańczy, jest przepyszny, słodziutki i bardzo orzeźwiający i kosztuje tylko 1 euro.
Turcja nas zaintrygowała na tyle, że chcemy jeszcze wrócić, ale na pewno w nieco chłodniejszych miesiącach bardziej nastawieni na lokalne atrakcje jak jedzenie, ręcznie wytwarzane pamiątki i piękne krajobrazy.
Zapraszam was też na nasz kanał na YouTube. W tym odcinku możecie zobaczyć nieco inne materiały z wyjazdu do Side. Zapraszam. KLIK
Dodatkowe koszty:
Koszt biletu PKP na lotnisko – 12,00 zł ( czas przejazdu około 20 minut)
Koszt biletu MPK na lotnisko – 8,00 zł ( czas przejazdu około 55 minut)
Zabieg hammamu opcja podstawowa – 19,00 euro /osobę
Wycieczka po Side i okolicy – 29,00 euro /osobę
Wejście do rzymskiego teatru – 55 LT – to koło 25,00 zł/osobę (dla dzieci są zniżki)
Przejazd busikiem – 1 euro za przejazd ( co ciekawe zatrzymują się tam gdzie na nie machacie )
Wieczorny spacer