MAŁOPOLSKIE ZAMKI

Wykorzystując ostatnie dni wakacji i pięknej pogody postanowiliśmy zwiedzić kilka zamków: w Czorsztynie, Niedzicy i przy okazji w Tropsztynie.  Choć jeszcze mało doceniane niewielkie zamki  w Małopolsce urzekają swoim surowym widokiem. Pozwalają zagłębić się w historię regionu i podumać nad przemijalnością czasu. Cieszy mnie, że coraz bardziej dba się o pozostałe dziedzictwo i mniej znane zabytki. Zamki to idealne miejsce na weekendowe wypady, w szczególności jeśli mieszka się nie tak daleko. Wypoczynek, posiłek na parkingowej ławeczce, kawa na zamku … Korzystając z pięknej sobotniej pogody wybraliśmy się motocyklem.  Nie jest to może najwygodniejszy środek transportu, kręgosłup daje się czasem we znaki, ale wrażenia są bezcenne. Poranne słońce, piękne widoki i wnętrza zamków wzmacniały w nas chęć zrobienia nowych zdjęć.  Do zamku w Niedzicy tym razem nie udało nam się wejść.  No cóż, przeraziła nas kolejka do kasy, a co za tym idzie też tłok we wnętrzu. Następne podejście we wrześniu kiedy ruch będzie już znacznie mniejszy. Może tym razem późnym wieczorem o zmroku …

Przygotowałam też trochę przydatnych informacji o zamkach. Zapraszam was serdecznie do odwiedzania mało znanych a urokliwych miejsc w Polsce.

 

Zamek w Czorsztynie

Pierwsze wzmianki o grodzie Wronin na Górze Zamkowej sięgają początków  XIIIw. Pierwotnie pełnił rolę warowni i stacji celnej wzniesionej na granicy polsko – węgierskiej  na szlaku komunikacyjno – handlowym pomiędzy obydwoma krajami. Znaczenie militarne warowni dostrzegł Kazimierz Wielki rozbudowując zamek w połowie XIII w dla umocnienia południowej granicy państwa. Co ciekawe Węgrzy wznieśli swój zamek na przeciwległym brzegu Dunajca w Niedzicy.  Opieką nad zamkiem sprawował starosta utrzymując  w zamku 10 ludzi piechoty, trzech odźwiernych, puszkarza, bębnistę i trębacza. W latach świetności zamek był miejscem wielu wizyt królewskich (Kazimierza Wielki, Króla Ludwika węgierski, Królowej Jadwigi,  Władysława Jagiełłę, Władysława Warneńczyka oraz Jana Kazimierza).  XVIII wiek był czasem upadku świetności zamku, najpierw za sprawą Moskali, a później pożaru wywołanego uderzeniem pioruna.  Nigdy już nie wrócił do dawnej świetności. Na początku XIX wieku zamek przejął rząd austriacki. W tym czasie okoliczni mieszkańcy traktowali zrujnowany zamek jak darmowy kamieniołom. Dopiero kilkadziesiąt lat po drugiej wojnie światowej zadbano o ruiny zamkowe. W otoczeniu ruin powstał rezerwat. Jego utworzenie wyprzedziło o 11 lat powołanie Pienińskiego Parku Narodowego.  Geologicznie rezerwat choć nieduży jest bardzo cenny ze względu na skałki z występującymi skamieniałościami z okresu jury i dolnej kredy. Można je obejrzeć na wystawie w zamku. Występuje tu pszonak pieniński. Jest to roślina endemiczna występująca tylko i wyłącznie na terenie Pienin. Na zamkowych skałkach występuje jego największa populacja. W innych częściach Pienin jak Wąwóz Homole, także jest spotykany, jednak już nie tak licznie. Jego żółte kwiaty kwitnące w czerwcu, stają się wówczas prawdziwą ozdobą zamkowych ruin.

Ruiny dostępne są do zwiedzania przez cały rok, w okresie letnim od maja do października 9.00 – 18.00. Bilet normalny 5 zł, bilet ulgowy 2,50 zł. Parking na dwugodzinny czas zwiedzania zamku jest bezpłatny.

Zamek w Niedzicy.

Zamek powstał w XIV wieku. Zamek zachował się prawie w całości. Najwyższa i najstarsza czyli gotycki zamek górny składa się z wieży, z kaplicy (widać resztki polichromii), niewielkiej części mieszkalnej i małego dziedzińca ze studnią, głęboką na 90 m oraz renesansowego zamku dolnego.  Pod zamkiem górnym usytułowane jest więzienie i izba tortur. Podobno przetrzymywany był tu Janosik. Ostały się dyby i kamień z odciśniętym palcem zbója. Zamek w ciągu stuleci przechodził w wiele rąk w tym Węgierskie, Chorwackie, zbójeckie ale dopiero podczas II wojny światowej i bezpośrednio po niej nastąpił szczególnie dramatyczny okres dla zamku. Wraz z obecnością armii sowieckiej nastąpiła totalna dewastacja zamku, a przy udziale okolicznej ludności całe wyposażenie zostało rozkradzione albo zniszczone. Wywieziono okna, drzwi, a nawet podłogi. Barbarzyńsko palono księgozbiór i obrazy na dziedzińcu zamkowym.  Otoczenie zamkowe zostało zmienione w latach 90-tych ubiegłego stulecia, gdy na rzece Dunajec zakończono budowę potężnej zapory. We wcześniejszych latach zamki w Czorsztynie i Niedzicy górowały nad okolicą jak typowe orle gniazda, obecnie przypominają bardziej urokliwe francuskie zamki nad jeziorami.  Dojeżdżając do zamku przejeżdża się przez wieś Maniowy, gdzie przesiedlono ludność mieszkającą na terenie zalanym po budowie zapory. Jako ciekawostka – na zamku kręcono filmy takie jak „Wakacje z duchami” i „Zemsta”.

W okresie letnim zamek jest czynny w godzinach 9.00 – 19.00 z wyjątkiem poniedziałków.Bilet normalny kosztuje 14,00 zł, bilet ulgowy 12,00 zł. Parkingi są płatne. Z parkingiem jest generalnie kłopot. W okresie małego ruchu turystycznego można zaparkować koło zamku, jednak w bardziej zatłoczone dni warto zostawić pojazd na parkingu pod zaporą lub obok restauracji Zadyma.  Jako klienci restauracji nie płacicie za parking.

 

Zamek Tropsztyn w Wytrzyszcze (trochę trudne do wymówienia dla obcokrajowców J) i Skarb Inków

Zamek został wzniesiony w XIII wieku jako warownia chroniąca szklak handlowy na Węgry. Często zmieniał właścicieli, z czego w 1574 roku zajmowali go zbójnicy rabujący kupców i tratwy przepływające Dunajcem. W XVIII wieku Sebastian Berzewiczy (potomek fundatorów zamku w Niedzicy) wyjechał do Peru. Poślubił tam Inkaską Indiankę z królewskiego roku, z którą miał później córkę Uminę. Był to bardzo trudny czas dla Inków, głównie za sprawą najazdów hiszpańskich. Ze znakomitego roku został tylko bratanek naszego podróżnika Andreas Tupac Amaru II, który pojął za żonę Uminę,. Małżonkowie zmuszeni byli ratować się ucieczką wyjeżdżając do Europy zabrali pokaźną cześć królewskiego skarbu. Na skarbie ciąży klątwa, która dotknie każdego kto będzie chciał go odnaleźć. Potomkowie Andreasa ukryli gdzieś legendarny skarb Inków. Zakaz złamał jeden z potomków – Andrzej Benesz. W  1946 roku odkrył inkaskie pismo wiążące skarb z zamkiem w Tropsztynie. To on w 1970 roku przejął ruiny zamku (jako ciekawostka – był wtedy wicemarszałkiem sejmu). Niestety niedługo potem poszukiwania skarbu przerwała jego śmierć w wyniku tragicznego wypadku samochodowego. Czyżby klątwa działała ? Zamek został odkupiony przez potomków Andrzeja Benesza w 1990r i poddawany rekonstrukcji.

Zwiedzając zamek dostrzegamy czerwoną linię, to poniżej niej znajdują się oryginalnie zachowane mury. Zwiedzanie rozpoczyna się od przejścia lochami, gdzie znajdować się mogą zasypane przejścia do zamku w Czchowie i tunelu pod Dunajcem prowadzącego do kościoła w Tropiu. Wspinaczkę kontynuujemy na wieżę, skąd rozpościera się przepiękna panorama na Jezioro Czchowskie i kościółek w Tropiu. Powoli schodzimy na mury zamku po drodze mijając przytulną kawiarenkę aby w końcu dotrzeć na dziedziniec. Co ciekawe na zamku znajduje się lądowisko helikopterów.  Codziennie o 11.30 i 15.00 odbywa się projekcja filmu o zamku i skarbie Inków, my na niego nie trafiliśmy. Zamek warto obejść deptakiem, podziwiać można olbrzymią skalę z tajemniczym pęknięciem.  Wielkim plusem jest przemiła obsługa od momentu przyjazdu na parking aż do momentu wyjścia z zamku.  Bardzo fajne miejsce na wypoczynek w ciepłe wiosenne i jesienne dni.

Zamek czynny jest od kwietnia do października: pon – pt 9.00-17.00 i sb-niedz. 9.00 – 19.00. Bilet wstępu kosztuje 7 zł normalny i 3 ulgowy.  Parking bezpłatny.

CZORSZTYN





















Continue Reading

Stare samochody i wyborne wina w Tuchowie

Bardzo lubię odwiedzać niewielkie targi i wystawy lokalnych producentów wspaniałych produktów spożywczych. Często są to małe, rodzinne przedsiębiorstwa lub stanowią działalność hobbystyczną. Produkowane sery, wina, placki sodowe, domowe przetwory czy zupełnie coś innego jest zawsze wysokiej jakości, a producenci dbają o każdy szczegół, aby produkt smakował wyśmienicie. W ten weekend brałam udział w Tuchovinifest w Tuchowie. Jak można wnioskować, tym razem poszukiwałam wyśmienitych win. Szczególnie do gustu przypadły mi wino różowe wytrawne z nutą truskawki z Winnicy Rodziny Steców z Tuchowa, wino czerwone wytrawne i wino różowe wytrawne z Winnicy Braci Zagórskich z Gromnika, wino białe wytrawne z Winnicy Zagórscy, wino czerwone wytrawne z Winnicy Zawisza z Wesołowa i wino czerwone wytrawne Winnicy Goja z Balic. Ciekawie też zapowiadają się laureaci tegorocznego tuchowskiego konkursu Winnica Vetus z Brzezin. Zakupione wyborne wina wystarczą mi na dłuższy czas. Szkoda tylko, że organizatorzy nie zadbali, aby można było w cywilizowanych warunkach delektować się zakupionymi wspaniałościami w gronie przyjaciół.

Wino wymaga odpowiedniej oprawy oraz temperatury podawania. Wina słodkie 6-8 °C, lekkie wina białe 8-10 °C, wina różowe i lekkie wina czerwone 10 – 12 °C, czerwone wina średniej budowy 14 – 17°C i pełne, złożone i wysoko gatunkowe jak bordeaux 17-18°C. Wina dobrze jest też otworzyć na chwilę przed podaniem, aby go napowietrzyć. Zachęcam was do zapoznania się z kulturą podawania wina, zobaczycie jak zmieni to wasze odczucia podczas degustacji.  Jakie są wasze ulubione wina ?

Drugim torem atrakcji był zlot zabytkowych pojazdów “Wehikuł czasu”. Licznie przybyły przepiękne samochody i motocykle szczególnie zainteresowały męską część widowni. Bardzo gratuluje właścicielom, którzy dbają o swoje cuda oraz tym, którzy dokładają wiele pracy, żeby przywrócić do dawnej świetności pojazdy o których nie tak dawno chcieliśmy zapomnieć.

 

Continue Reading

MIODOWE KOSMETYKI

Kiedy byłam dzieckiem babcia i jej siostra wykorzystywały miód i zioła nie tylko jako dodatek do herbaty w zimie, ale również jako element pielęgnacji ciała. Dlatego goszcząc w Pasiece Barć tak zainteresowały mnie kosmetyki z wykorzystaniem miodu i propolisu. Odkryłam linię Szlachetny Polski Miód firmy Korona.  Filozofią firmy jest  przekonanie, że największym sojusznikiem piękna i urody jest sama natura. Dlatego produkty powstają na bazie ludowej tradycji i staropolskich receptur w nowoczesnej formule. Według zapewnień producenta miodowa seria kosmetyków działa odżywczo i energetyzująco na skórę, utrzymując jednocześnie optymalny stopień nawilżenia, elastyczności. Seria szlachetny Polski Miód oparta jest na miodzie lipowym i ekologicznych, naturalnych składnikach zamkniętych w estetycznych słoiczkach z metalową nakrętką.

Miodowy żel do mycia ciała w swoim składzie zawiera miód lipowy, wyciąg z palmy kokosowej i kukurydzy, a także betainę, której zadaniem jest oczyścić skórę z zanieczyszczeń nie naruszając jej naturalnej warstwy ochronnej. Kosmetyk rzeczywiście jest bardzo delikatny, pięknie pachnie miodem, zapach jednak nie jest przytłaczający. Cena 17zł/300ml.

Miodowy puder do kąpieli to świetny produkt kojarzący się z chwilą relaksu. Zapach miodu sprzyja odprężeniu i przeniesieniu się w pachnący wymiar korony starej kwitnącej lipy. Po kąpieli skóra jest miękka i delikatna i co ciekawe nie wysusza się podczas kąpieli. Miód lipowy ma tu też za zadanie poprawić napięcie skóry, a dodatek mleka natłuszcza, wygładza i uelastycznia. Myślę, że puder sprawdzi się też doskonale w zimowe wieczory, w otoczeniu  świec, pięknego zapachu i odczucia ciepła gdy wiatr i śnieżyce będą tańczyć na dworze.  Cena 16zł/400g.

Miodowy balsam do ciała stworzony został dla suchej i wrażliwej skóry. Zawarty w nim miód lipowy, zmiękcza i wygładza skórę,  odżywia i łagodzi podrażnienia. Ekstrakt z drzewa Tara na długo zwiększa stopień nawilżenia, ale też reguluje proces złuszczania naskórka. Dodatkowo olej migdałowy zwiększa elastyczność skóry. Balsam jest fajny, szybko się wchłania, nie pozostawia efektów w postaci lepiej czy tłustej skóry, jednak skóra po jego użyciu jest delikatna i nawilżona. Zapach jest miły i nienachalny.  Cena 22zł/150 ml.

Miodowy krem do twarzy 20+ ( nocno-dzienny) dzięki zawartości miodu lipowego łagodzi, odżywia i ochrania skórę, ale też optymalnie ja nawilża. Olej ze słodkich migdałów i hydromanil (botaniczny kompleks akumulujący w skórze cząsteczki wody) zapewnia natychmiastowe i długotrwałe nawilżenie.   Dodatek wosku pszczelego i witaminy F tworzą barierę ochronną przed niebezpiecznymi czynnikami zewnętrznymi, a dodatek allantoiny łagodzi podrażnienia.  Krem się sprawdza się również pod makijaż, dobrze się wchłania , skóra jest optymalnie nawilżona bez świecącej powłoczki. Piękny zapach miodu jest bardzo delikatnie wyczuwalny.  Cena 32zł/50ml

Miodowy krem do twarzy 40+ ( krem nocno-dzienny) bardziej skoncentrowany, ponieważ ma przeciwdziałać efektom starzenia się skóry i przywrócić jej jędrność i jedwabistość. Miód lipowy utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia i wzmocnienia elastyczności skóry. Połączone ekstrakty z nasion jojoby i korzenia Szczodraka krokoszowatego przywraca i utrzymuje jędrność skóry, a przed wszystkim delikatnie poprawia owal twarzy. Dodatki w postaci słodkich migdałów oraz olejku z awokado i masła shea wzmacniają działanie silnie nawilżające i rewitalizujące. Tym razem krem testowała moja mama. Pomimo tego że jest bardzo wymagającym konsumentem, ten kosmetyk przypadł jej do gustu. Piękny zapach połączony z dobrymi efektami jak optymalne nawilżenie, działanie przeciwzmarczkowe i miła w dotyku skóra to efekty które zadowoliły mamę, na tyle ze stosuje już trzeci słoiczek. Cena 34zł/50 ml.

Miodowy peeling cukrowy do ciała dzięki zastosowaniu kryształków cukru trzcinowego oczyszcza skórę i usuwa martwe komórki, by przygotować ją na działanie obecnych w kosmetyku składników aktywnych. Witaminy, kwasy organiczne i sole mineralne, które są składnikiem miodu lipowego działają odżywczo i energetyzująco. Olej z awokado wnika w głębsza warstwy skóry i silnie ją nawilża. Masło shea, olej migdałowy u winogronowy wzmacniają efekt nawilżenia, a witamina E zatrzymuje naturalność sprężystość ciała.  Piękny zapach, delikatne ale skuteczne działanie peelingujące i co bardzo zadziwiające, że po zabiegu nie ma konieczności stosowania dodatkowo balsamu do ciała.  Cena: 33zł/250ml.

Miodowe dotyk – masło do ciała oparte wyłącznie na maśle shea i naturalnych olejkach roślinnych: migdałowym, winogronowym, z awokado i oliwie z oliwek wygładza skórę i przywraca jej sprężystość. Dodatek miodu lipowego sprawia, że masło pielęgnuje skórę ciała i twarzy ale doskonale sprawdza się jako ochrona ust. Masło nie zawiera wody. Delikatnie pachnie, doskonale koi przesuszoną skórę łokci i kolan, których stan widocznie poprawia się już po kilku aplikacjach, Cena: 35zł/150ml.

W linii Szlachetny Polski Miód znajdują się również nektar do kąpieli i krem do rąk, których nie przetestowałam z powodu ich braku w sklepie.  Może następnym razem.

Co dla mnie bardzo ważne produkty te nie były testowane na zwierzętach i nie zwierają parabenów. Kosmetyki są dobrej jakości, zdrowe dla naszego ciała i wyprodukowane w Polsce.

Continue Reading

PSZCZELE CUDA

Dzięki zaproszeniu Pana Jacka i Pani Emilii do Pasieki BARĆ  w Kamiannej miałam przyjemność poznania zalet jakie płyną nie tylko ze spożywania miodów, ale też innych produktów wytwarzanych przez pszczoły. O większości z nich nie miałam nawet pojęcia. Nie koniecznie od razu trzeba sięgać po tabletkę, czasami warto zainteresować się naturalnymi, zdrowymi produktami, wykorzystywanymi jeszcze przez nasze babcie. Zachęcam do zbadania przez was tematu, albo wizycie w Pasiece Barć, a może odnajdziecie coś bardzo ważnego dla zdrowia i wyglądu.

Ale od początku. Kamianna to malutka wieś  położona niedaleko Nowego Sącza, w otoczeniu lasów, śpiewu ptaków, brzęczenia pszczół i czystej przyrody. Znajduje się tutaj prawdziwe zagłębie miodu. Można tu nie tylko zaczerpnąć wiedzy o pszczołach i miodach, ale też odpocząć w ciszy, a w zimie przyjechać na narty. Centrum tej niewielkiej wsi to maleńki drewniany kościółek i centrum dowodzenia Pasieki BARĆ, produkcja pasieczna, skansen uli i muzeum i oczywiście sklepik z cudami pszczelimi. Na parkingu przywitał nas sympatyczny kundelek Pimpuś, który zaprowadził nas na miejsce spotkania. Nasze zajęcia poprowadził Pan Jacek (właściciel), który posiadł już chyba całą wiedzę tajemną o pszczołach, opowiadać potrafi o swoich małych skarbach niesamowicie, jakby malował przed nami obraz. Najpierw krótkie opowiadanie o rodzinie pszczelej i królowej, która jak się okazuje monogamii nie uznaje. Każda z pszczół na określone miejsce w rodzinie pszczelej. Piękny, otwierany ul pokazuje warunki panujące w domku pszczelim bez zagrożenia bliższego spotkania ze zdenerwowanymi pszczołami, obawiającymi się intruzów. Później opowiadanie o produktach pszczelich. Na tym polu właściciele mają już bardzo duże sukcesy, m.in. za swoją pracę otrzymywali już nagrody w kraju i za granicą, ale też działalność dydaktyczna praktycznego pszczelarstwa, również zajęcia specjalistyczne dla studentów.
Miody są różne, mniszkowe, lipowe, akacjowe, wrzosowe, gryczane, spadziowe… degustujemy, pyszne. Mnie najbardziej przypadł do gustu ostry w smaku miód gryczany i wrzosowy, ale też łagodny, pięknie pachnący lipowy, będzie cudowny w zimowe wieczory do herbatki.  Czas na kolejny rarytas. Miody pitne, półtoraki, dwójniaki, trójniaki. Kultura spożywania tego trunku w Polsce sięga średniowiecza . Legenda głosi, że dopóki w Polsce pito miód dobrze się działo w kraju.  Bardzo słodki i mocny trunek, ma jednak wielu amatorów. W pasiece wytwarzane są również wspaniałe świece woskowe, które nie są dla nas trujące, a ich działanie odpręża i uspakaja. Produktów było wiele, jednak zaciekawił mnie pyłek kwiatowy, który ma tak niesamowite zalety dla naszego organizmu jak odtruwające, antyalergiczne, odżywcze, poprawiający wzrok i stan naszej skóry.

Na koniec jeszcze ognisko ze wspaniałymi współtowarzyszkami i pożegnanie.
Zaopatrzona w miody, świeczki, miodkowe słodycze i kosmetyki wróciłam do domu. Do pasieki na pewno jeszcze wrócę, nie tylko po nowy zapas miodu, ale też na spotkanie z przemiłymi właścicielami.

W sklepiku pasiecznym odkryłam miodowy zestaw do pielęgnacji twarzy i ciała, o którym więcej w następnym poście.

Continue Reading

Solco au Naturel

W dalszym ciągu poszukuję polskie marki wytwarzające naturalne kosmetyki. Tym razem odwiedzając baseny termalne w gablotce natknęłam na produkty Solco au Naturel  i informację, że firma nawiązuje do tradycji naturalnego dbania o zdrowie i urodę. Produkcja kosmetyków ulokowana jest w Łapczycy niedaleko Krakowa, gdzie od XIII wieku działały polne warzelnie produkujące sól z wydobytej solanki. Do tej malej miejscowości po niemal ośmiuset latach powróciła działalność warzelnicza. Wydobywane solanki są podstawowym surowcem do produkcji Bocheńskiej Leczniczej Soli Jodowo-Bromowej oraz stanowią filar testowanej linii.  Dzięki wykorzystaniu naturalnych składników jak właśnie sól jodowo-bromowa, wyłącznie delikatnych, naturalnych składników w kosmetyki dbać o relaks i urodę.

Mleko kozie do starożytności stosowane było jako środek kosmetyczny również przez królową Kleopatrę, dzięki któremu zawdzięczała alabastrową skórę. Sekret upiększających właściwości tkwi w jego składzie: białkach, witaminach, trójglicerydach i kwasach tłuszczowych. Białka i witaminy odżywiają skórę, trójglicerydy i kwasy tłuszczowe pomagają utrzymać optymalny poziom pH skóry oraz działają antybakteryjnie. Efekt idealnego nawilżenia kozie mleko zawdzięcza obecności kazeiny. Proteiny mleczne pobudzają do produkcji kolagenu odpowiedzialnego za jędrność i gładkość skóry.  Peptydy przyczyniają się do utrzymania jedwabiście gładkiej skóry tworząc na jej powierzchni cienki naturalny film. Szkoda, że kozie mleko jest takie drogie :).

Mleka do kąpieli Solco au Naturel z dodatkiem koziego mają za zadanie oczyszczać, nawilżać i ujędrniać skórę. Przeznaczone są do częstego stosowania, szczególnie polecane dla skóry przesuszonej. Proteiny w białku wpływają na kolagen opóźniając efekty starzenia skóry.  Mleka dostępne są w kilku wersjach zapachowych wzbogaconych drobną nutą olejków eterycznych w tym White SPA z płatkami róży z nutą wanilii i słodkich migdałów, Cinamon & Orange, Cranberry, Black Kumin  oraz moja ulubiona wersja zapachowa Lavender. Odprężająca kąpiel po ciężkim, stresującym dniu to czysta przyjemność. Gruboziarnisty proszek ładnie prezentuje się w słoiczku z metalową nakrętką z etykietka nawiązującą do ekologicznego szarego papieru. Opakowanie wystarczyło mi na dwa razy. Cena 59 zł/ 250 g

Do gustu bardzo przypadł mi również cytrusowy peeling solny. W skład którego wchodzą lecznicza bocheńska sól jodowo-bromowa oraz surowce z certyfikatem ECOCERT. Certyfikat ECOCERT potwierdza “czystość” roślinnych surowców, które zostały wytworzone na kontrolowanych uprawach ekologicznych, a do ich produkcji nie użyto chemicznych środków ochrony roślin i nawozów sztucznych, jak również nie testowano ich na zwierzętach. W pełni popieram politykę firmy zmierzającą w stronę ekologii i nie wykorzystywaniu zwierząt w badaniach laboratoryjnych.  Kompozycja zapachowa umila czas zapachem dzikich owoców cytrusowych, wprowadza w pozytywny i energetyczny nastrój od początku dnia. Peeling jest dość delikatny jednak poprawia krążenie krwi i odmładza skórę poprzez swoje właściwości. Oleje ze słodkich migdałów i olej jojoba nawilżają, zmiękczają i uelastyczniają skórę. Delikatna warstwa olejku pozostawiona na skórze nie tylko wpływa kojąco na skórę, ale również pięknie pachnie.  Kosmetyk znajdziemy w opakowaniu pasującym do wszystkich serii firmy. Cena 49zł/200 ml.

Linia bambusowa ma w założeniu silnie nawilżyć i uelastycznić skórę oraz działać regenerująco i energetyzująco. Szczególnie polecana jest do skóry suchej i wrażliwej. Wybrałam bambusowy balsam do ciała. Naturalny kompleks z peruwiańskiego drzewa Tara w połączeniu z kwasem hialuronowym mają długotrwale nawilżać skórę, wygładzać ją i pomagać w zachowaniu zdrowego wyglądu. Baza balsamu oparta jest na maśle Shea, maśle kakaowym i glicerynie, które odżywiają i zmiękczają skórę nadając jej elastyczności. Po użyciu balsamu skóra jest rzeczywiście miękka i delikatna.  Lekki orzeźwiający zapach pozostaje na skórze przez kilka godzin. Produkt również jest zapakowany w elegancki słoiczek. Cena 59zł/200 g.

Produkty Solco au Naturel dostępne są tylko w salonach SPA i dobrych gabinetach kosmetycznych..

Kosmetyki zdobyły nagrody „Doskonałość Roku” Twojego Stylu i „Best Beauty Buys” Magazynu In Style.  Firma współpracuje z najbardziej prestiżowymi gabinetami kosmetycznymi i salonami SPA w Polsce.

Continue Reading

OD MORZA DO GÓR

Wyjazd rozpoczynamy o godzinie 4.00. Jako pierwszy mamy w planach Zamek w Malborku. Ten gotycki zamek został wzniesiony przez Krzyżaków ( org. nazwa Orden Brüder vom Deutschen Haus Sankt Mariens in Jerusalem), a w latach 1274 – 1457 był jedną z największych twierdz średniowiecznej Europy. W latach 1309 – 1457 był siedzibą mistrzów Zakonu Krzyżackiego i stolicą Państwa Malborskiego. Po II wojnie światowej utworzono tu Muzeum Zamkowe. W 1997 roku zamek został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.  Sam zamek robi wrażenie swoim okazałym gabarytem, składa się z podzamcza, przedzamcza, zamku średniego i zamku wysokiego. Nigdy nie został zdobyty zbrojnie, jedynym możliwym sposobem zdobycia go było przetrzymanie ludności zamku bez dostawy żywności. Jak to jednak z takimi mocarstwami bywa stali się niewypłacalni i musieli opuścić zamek. Polska strona wykupiła go od dłużników za ogromną wówczas kwotę 190 tysięcy złotych węgierskich. Krzyżacy cenili sobie bardzo wygodę. Świadczą o tym podłogowe centralne ogrzewanie, luksusowe uczty czy choćby nawet sala toalet umiejscowiona nad fosą. W ostatnich latach powstało wiele nowoczesnych wystaw, odremontowano kaplicę, która została praktycznie doszczętnie zniszczona podczas II wojny światowej. Ostatnim punktem wycieczki jest 66 metrowa wieża skąd zobaczyć można zamek z wysokości dachów oraz rozległy widok na Żuławy. Warto jednak dopłacić 9 zł za tak wspaniałe widoki. Cena biletu normalnego, w ramach której mamy zagwarantowanego przewodnika to 39,50 zł. Często organizowane są też nocne zwiedzania zamku – musi być pięknie.

Jedziemy dalej w kierunku Gdańska. Pogoda sprzyja. Przytulny i niedrogi hotel udało się nam znaleźć samym centrum miasta. Przechodzimy tylko tunelem i jesteśmy pod Muzeum Bursztynu. Wieczorne wyjście na spacer po starówce Gdańska fantastyczne.  Po dwugodzinnym spacerze żurek i lokalne piwo smakuje bezbłędnie.

Drugiego dnia wybraliśmy się do Sopotu. Pięknie zadbane otoczenie mola i skweru kuracyjnego. Po zapłaceniu biletu – 7,50 zł ( normalny) można do woli spacerować, wypoczywać i w końcu cieszyć się słońcem. Stężenie jodu w miejscach najbardziej wysuniętych w morze jest dwukrotnie większe niż na ladzie, dlatego też wykorzystujemy ławeczki dopiero na końcu mola wpatrując się w przystań jachtową. Cale molo mierzy 511,5 metra i wchodzi 458 metrów w głąb zatoki. Jako ciekawostka – pierwszy pomost w Sopocie powstał w 1827 roku i mierzył 31,50 metra. Chwila na plaży i oczywiście obowiązkowa kąpiel w morzu. Woda jest jeszcze bardzo zima. Będąc nad morzem koniecznie trzeba wstąpić do smażalni ryb. No cóż … Obiadem tego nazwać się nie dało. Flądry przypominały skwarek naciągnięty na szkielet, mięsa brak. Głodni i zniesmaczeniu musimy się zadowolić drożdżówkami na dworu kolejowym. W tym miejscu porażka, więcej tu na pewno nie wrócimy.

W Gdyni nie mamy wiele czasu. Po drobnym zawirowaniu informacyjnym zwiedzamy Muzeum Marynarki Wojennej ( 10,00 zł – bilet normalny) i polski niszczyciel z 1937roku ORP Błyskawica (12,00 zł – bilet normalny), dodatkowa płatna jest usługa przewodnicka to 60,00 zł.

Wracamy do Gdańska. Chwila na odpoczynek i zaczynamy właściwy cel podróży. Noc muzeów w Gdańsku. Jako pierwszy zwiedzamy Ratusz i przepiękną Salą Czerwoną. Zaproponowano ciekawa formę zapoznania się z pięknym sufitem – leżąco na karimacie.  Kolejny jest dwór Artusa. Przywitał nas legionista rzymski. Podziwiamy piękne obrazy i płaskorzeźby. Udało się nam wejść też do domu Uphagena położonego przy ulicy Długiej 12, to jedyna w Polsce kamienica mieszczańska z XVIII wieku udostępniona dla zwiedzających. Prezentacja odzieży mieszczańskiej zadziwiała, a sposób ich czyszczenia jeszcze bardziej  (wietrzenie na mrozie J ). Kamienica jak większość powierzchni Gdańska została zniszczona, jednak udało się go pięknie odrestaurować. Ceny gruntów w centrum miasta w XVII czy XVIII wieku były wysokie pewnie jak dzisiaj, jednak wielkość wnętrz w porównaniu do dzisiejszych standardów nie zadziwiają. Bardzo szkoda, że w dalszym ciągu nie udało mi się odwiedzić Muzeum Bursztynu, ale miejmy nadzieje do trzech razy sztuka.

Niedziela rano, wyjeżdżamy w drogę powrotną. Odwiedzamy jeszcze Toruń. Piękne miasto średniowieczne centrum miasta zostało wpisane w 1997 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO.  Biegniemy pod Krzywą Wierzę, zgodnie z przesłaniem przylegając tyłem ciała do wierzy nie ma możliwości stać bez czyjejś pomocy, sprawdzone. Spacer po starówce, zdjęcie pod Kopernikiem, zakup pierniczków, które już nie smakują jak te z mojego dzieciństwa i niestety musimy udać się w drogę powrotną. Już na miejscu snułam plany żeby koniecznie przyjechać tu na weekend i poszwędać się wieczorem po mieście.

W czwartek po pracy postanowiliśmy wybrać się na relaks w basenach termalnych w Termie Baniaw Białce Tatrzańskiej. Widok gór i relaksujące bąbelki, czego można chcieć więcej. Polecam wyjazdy dniach roboczych. Cisza, spokój na strefie relaksu, czego brakuje mi w weekendy. Duże nawarstwienie ludzi i rozwrzeszczanych dzieciaków nie sprzyja wypoczynkowi.

Continue Reading

SCHMIDT`S NATURAL DEODORANT

Naturalne kosmetyki do pielęgnacji ciała coraz częściej wkraczają nie tylko do mojej łazienki.   Zdrowy styl życia ma coraz więcej naśladowców. Poszukujemy już nie tylko zdrowej żywności, ale też kosmetyków, które spełniają swoje zadanie, miło i naturalnie pachną, a przede wszystkim nie szkodzą w dłuższej perspektywie.

Odkryciem dla mnie były dezodoranty antyperspiracyjne produkowane w Porltland, USA. Produkty Schmidt`s są przed wszystkim skuteczne. Zawarta formuła naturalnie i szybko neutralizuje wilgoć i zapach. Nie brudzi ubrań.  Pięknie pachną naturalnymi aromatami ziół: czystym zapachem naturalnej lawendy i szałwii, bergamotki i limonki, drzewa cedrowego i jałowca, a dla wybrednych jest też wersja bezzapachowa. Do wyboru mamy dwa rodzaje opakowań: w sztyfcie i w słoiczku, kosmetyki różnią się znacznie konsystencją, ale ich skuteczność jest taka sama. Zawartość pojemniczka nie jest tłusta i nie klei się,  nie zawiera almuminium, parabenów, glinu, ftalanów i glikolu propylenowego, które szkodzą naszemu zdrowi na potęgę.

Produkty nie były testowane na zwierzętach, dodatkowo firma posiada certyfikaty Vegan & Cruelty-free,  Gluten-free, a dodatkowo uczestniczy w Programie Leaping Bunny.

W zasadzie jedynym mankamentem  jest konieczność zakupu w USA i dosyć długi czas oczekiwania na przesyłkę.

Continue Reading

CHLEB PSZENNO – ŻYTNI NA ZAKWASIE

Chleb pieczony w domu jest zdrowy i pyszny, szczególnie kiedy zawiera dużą ilość otrębów i nasion. Na początku zajmie to trochę czasu, jednak za każdym razem będzie coraz lepiej. Na początku proponuję chleb z dodatkiem drożdży, jednak w miarę eksperymentów przejdziemy do wypieków na samym zakwasie.
Zapach pieczonego chleba w domu tworzy atmosferę.

Robimy zakwas: najlepiej zacząć prace rano albo wieczorem i przez 5 dni wykonywać te same czynności. Zaczynam wieczorem. Garść mąki mieszam z taką samą ilością wody, aby powstało ciasto przypominające konsystencją ciasto naleśnikowe, przykrywam ściereczką i odstawiam w ciepłe miejsce.  Rano mieszam, a wieczorem dokładam garść mąki i tyle samo wody i mieszam.  Szóstego dnia w końcu można przystąpić do pieczenia naszego chleba. Chleb najlepiej piec co trzeci dzień, dlatego też w misce zostawiam część zakwasu i powtarzam te same czynności z dokarmianiem zakwasu przez kolejne dni. Jeżeli nie planujemy pieczenia chleba przez kilka dni zakwas należy włożyć do lodówki, jednak nie można go zakręcić w słoiku, musi mieć dostęp do powietrza. W niskiej temperaturze zakwas zostaje uśpiony. W takich warunkach przeżyje 7 dni bez dokarmiania. Siódmego dnia należy wyjąć go z lodówki, poczekać aż nabierze temperatury pokojowej, dołożyć garść maki i tyle samo wody, zamieszać i odczekać 12 godzin. Można go użyć lub znowu włożyć do lodówki do leżakowania.

Pieczemy chleb: mieszam ze sobą: 3 kubki mąki żytniej, 2 kubki mąki pszennej z otrębami i jeden kubek mąki chlebowej, 2/3 przygotowanego zaczynu i 4 dag drożdży rozpuszczonych w ok 2,5  kubkach ciepłej wody, płaską łyżkę soli i szczyptę cukru. Wszystko razem zagniatam przez chwilę. W razie potrzeby należy dodać jeszcze trochę ciepłej wody aby ciasto nie było zbyt zbite. Dodaję czarnuszkę lub zioła. Wałkuje w dwa rulony, wkładam do blaszki i zostawiam na godzinę do wyrośnięcia. Chlebek piekę w temperaturze 190 stopni przez 55 minut. Pieczenie jest zakończone gdy spód chleba jest przyrumieniony.

Smacznego!!!

Continue Reading

CALM

W natłoku obowiązków często zapominamy o chwili wyciszenia dla siebie. Przecież ważniejsze są zakupy, utrzymanie porządku w domu, czy dokończenie pracy na jutro. Czujemy przy tym ogromnym natłoku obowiązków, że musimy jeszcze nienagannie wyglądać i pięknie wyglądać. A gdzie przy tym wszystkim my?

Relaks jest dla naszego zdrowia niezbędny. Potrzebujemy jedynie inspiracji żeby przez chwilę wyłączyć się i odzyskać równowagę. Calm Michael`a Acton Smith`a to przewodnik i zbiór inspiracji do twórczego wyciszenia. Nie potrzeba nam specjalnej terapii czy wyszukanych zajęć z instruktorem, aby odzyskać spokój zgodnie z naszym stylem życia i realiami naszej codzienności. Wystarczy pół godziny dziennie w ciszy, z własnymi myślami i twórczym zajęciem lub ćwiczeniami czy choćby nawet sen w odpowiednim otoczeniu. W dzienniku/ poradniku  podpatrzymy inspiracje dzięki którym wyciszymy umysł, zrelaksujemy się a później z uśmiechem na twarzy wrócimy do rzeczywistości.

Dla mnie najlepszym wyciszeniem są kubek zielonej herbaty i lektura niezbyt stresującej książki, poradników lifestyleowo-modowy albo kieliszek wystawnego wina przy świetle naturalnej woskowej świecy  A dla Ciebie?

Continue Reading

BAWARIA W PIGUŁCE

Bawaria kojarzy się z dobrymi samochodami, piwem, Bayern Monachium i Alpy. Z Polski do Monachium najprościej dostać się samolotem lub  własnym samochodem, pamiętać jednak trzeba o plakietce ekologicznej  Umweltzone, po mieście można swobodnie poruszać się metrem. Przejazd z Krakowa do Monachium nie powinien zająć więcej jak 9 godzin. Nocleg zaplanowaliśmy w pobliskim Böbing w małym, ale dość komfortowym pensjonacie.

Atrakcje rozpoczęliśmy od wjazdu koleją na Zugspitze. Niesamowite widoki rozpościerały się zaraz po starcie kolejki, a potem było już tylko lepiej. Niesamowity ogrom Alp podziwiać można też z tarasów widokowych. Warto zabrać ze sobą nieprzewiewną kurtkę i czapkę. Ciepła kawa i ciacho w otoczeniu tak pięknych widoków na pewno pozostanie w waszej pamięci na dłużej. Zjazd w dół, a tu przepiękna panorama z Garmisch Partenkirchen w oddali.

Czas ruszać dalej. W mieście zwiedzanie najlepiej zacząć od Rynku z pięknym ratuszem. Szczególne atrakcje odbywają się tutaj po wygranym meczu Bayernu. Można się wspiąć na wierzę Kościoła Świętego Marka. Po pokonaniu 297 schodów zobaczymy panoramę całego miasta, a przy bardzo dobrej widoczności może uda się zobaczyć Alpy.

Czas na posiłek na ulicy Platz 9. Hofbräuhaus to jeden z najstarszych i najsłynniejszych browarów w Niemczech, swoją działalność warzelniczą rozpoczął w 1589 roku. Był to też ulubiony lokal Adolfa Hitlera. Piwo produkowane jest na miejscu i podawane w kilku wariantach. Wieczorami podawane jest tylko w monstrualnych kuflach, a biesiadnikom przygrywa orkiestra bawarska. W Hofbräuhaus serwowane są specjały kuchni bawarskiej. Zajadaliśmy się wspaniałą pieczoną golonką z pysznymi knedelkami, białe kiełbaski i oczywiście wielkie precle. Idąc za potrzebą, co jest naturalne po spożyciu piwa, w kibelku przygrywa nam tradycyjna muzyczka bawarska.

Drugi dzień rozpoczynamy od Audi Forum w Inglostadt. Najpierw mobilne muzeum. Mnóstwo samochodów i motocykli od początku historii motoryzacji do nowości. Część tych zabytków jeszcze często można spotkać na naszych drogach. W dość przyjemnej kawiarence można się nieco posilić, a w sklepiku obok kupić kilka pamiątek. W budynku naprzeciwko można zobaczyć i przymierzyć najświeższe samochody Audi jak też umówić się na jazdę próbną. Bardzo mili konsultanci pomogą nam wszystkim i udzielą profesjonalnej informacji.

Czas na trochę sportu. Allianz Arena to stosunkowo nowy obiekt, oddany do użytku w 2005 roku,  wybudowany za bagatela 340 mln euro. Najbardziej charakterystyczne są dach i fasada stadionu, wykonane z trzech tysięcy foliowych poduszek wypełnionych powietrzem, które mogą świecić w trzech kolorach. Możliwe również jest wejście na stadion. Zwiedzanie rozpoczyna się od środkowej części, potem dolnej prasowej, aż na końcu największej atrakcji jest oczywiście przebieralnia graczy i tunel na stadion piłkarski. W strefie kibica można zwiedzić interaktywną wystawę pokazującą historię si sukcesy klubu. W sklepiku klubowym oczywiście zaopatrzymy się w niezbędne gadżety z logo Bayernu. Wejście na stadion należy zaplanować wcześniej i zapoznać się ze strona internetową.

Ostatni dzień postanowiliśmy poświęcić w całości na BMW Welt. Podobnie jak w Audi zaczynamy od Muzeum BMW. Niezmienione logo przedstawiające krąg śmigła w kolorach bawarskich spaja lotnicze korzenie przedsiębiorstwa ze swoją alpejską lokalizacją. W muzeum same gratki dla fanów historii motoryzacji. Obok samochodów znajdziemy tutaj również motocykle, modele silników samolotowych i samochodowych i inne dziwne rzeczy. Wystawy zaprezentowane są w bardzo różnorodny sposób.  Oprócz BMW całe górne piętro zajmuje wystawa wiekowych i nowych Mini. Wracając do BMW Welt zachwycamy się oryginalną architekturą, szeroką ofertą aktualnych produktów BMW. Napotykamy na najnowsze modele samochodów, motocykli i skuterów. Możemy wsiąść, przymierzyć J, może coś wybrać, ale też odebrać swój nowy samochód.  Chwila przerwy na posiłek i drobne zakupy w sklepie z logowanymi gadżetami. Czas na Olympiaturm. Wieża wybudowana w 1968 roku na terenie Parku Olimpijskiego w Monachium. Mierzy 291 metrów. Na wysokości 190 metrów zlokalizowano punkt obserwacyjny, który odwiedziło już ponad 35 mln gości. Windą do punktu widokowego zajmuje 30 sekund. Widoki są rzeczywiście rewelacyjne, zobaczymy stąd zakłady BMW, Allianz Arenę, pozostałości po miasteczku olimpijskim i część starego miasta. Dopiero z takiej wysokości widać, że rzeczywiście nad miastem góruje Katedra Frauenkirche.  Punkt widokowy czynny jest do 23.00. Panorama miasta nocą jest jeszcze bardziej zadziwiająca niż świetle dziennym.  Na wysokości 182 metrów znajduje się obracająca restauracja, w ciągu 53 minut możemy obejrzeć pełną panoramę miasta. Można też przejść się po dachu stadionu olimpijskiego, my nie zdążyliśmy.
Jeszcze tylko po hotdogu i wracamy.  Wycieczka nie należy do najtańszych, ale jak to bywa w przypadku wyjazdów – warto.

 

Continue Reading