Wyjazd rozpoczynamy o godzinie 4.00. Jako pierwszy mamy w planach Zamek w Malborku. Ten gotycki zamek został wzniesiony przez Krzyżaków ( org. nazwa Orden Brüder vom Deutschen Haus Sankt Mariens in Jerusalem), a w latach 1274 – 1457 był jedną z największych twierdz średniowiecznej Europy. W latach 1309 – 1457 był siedzibą mistrzów Zakonu Krzyżackiego i stolicą Państwa Malborskiego. Po II wojnie światowej utworzono tu Muzeum Zamkowe. W 1997 roku zamek został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Sam zamek robi wrażenie swoim okazałym gabarytem, składa się z podzamcza, przedzamcza, zamku średniego i zamku wysokiego. Nigdy nie został zdobyty zbrojnie, jedynym możliwym sposobem zdobycia go było przetrzymanie ludności zamku bez dostawy żywności. Jak to jednak z takimi mocarstwami bywa stali się niewypłacalni i musieli opuścić zamek. Polska strona wykupiła go od dłużników za ogromną wówczas kwotę 190 tysięcy złotych węgierskich. Krzyżacy cenili sobie bardzo wygodę. Świadczą o tym podłogowe centralne ogrzewanie, luksusowe uczty czy choćby nawet sala toalet umiejscowiona nad fosą. W ostatnich latach powstało wiele nowoczesnych wystaw, odremontowano kaplicę, która została praktycznie doszczętnie zniszczona podczas II wojny światowej. Ostatnim punktem wycieczki jest 66 metrowa wieża skąd zobaczyć można zamek z wysokości dachów oraz rozległy widok na Żuławy. Warto jednak dopłacić 9 zł za tak wspaniałe widoki. Cena biletu normalnego, w ramach której mamy zagwarantowanego przewodnika to 39,50 zł. Często organizowane są też nocne zwiedzania zamku – musi być pięknie.
Jedziemy dalej w kierunku Gdańska. Pogoda sprzyja. Przytulny i niedrogi hotel udało się nam znaleźć samym centrum miasta. Przechodzimy tylko tunelem i jesteśmy pod Muzeum Bursztynu. Wieczorne wyjście na spacer po starówce Gdańska fantastyczne. Po dwugodzinnym spacerze żurek i lokalne piwo smakuje bezbłędnie.
Drugiego dnia wybraliśmy się do Sopotu. Pięknie zadbane otoczenie mola i skweru kuracyjnego. Po zapłaceniu biletu – 7,50 zł ( normalny) można do woli spacerować, wypoczywać i w końcu cieszyć się słońcem. Stężenie jodu w miejscach najbardziej wysuniętych w morze jest dwukrotnie większe niż na ladzie, dlatego też wykorzystujemy ławeczki dopiero na końcu mola wpatrując się w przystań jachtową. Cale molo mierzy 511,5 metra i wchodzi 458 metrów w głąb zatoki. Jako ciekawostka – pierwszy pomost w Sopocie powstał w 1827 roku i mierzył 31,50 metra. Chwila na plaży i oczywiście obowiązkowa kąpiel w morzu. Woda jest jeszcze bardzo zima. Będąc nad morzem koniecznie trzeba wstąpić do smażalni ryb. No cóż … Obiadem tego nazwać się nie dało. Flądry przypominały skwarek naciągnięty na szkielet, mięsa brak. Głodni i zniesmaczeniu musimy się zadowolić drożdżówkami na dworu kolejowym. W tym miejscu porażka, więcej tu na pewno nie wrócimy.
W Gdyni nie mamy wiele czasu. Po drobnym zawirowaniu informacyjnym zwiedzamy Muzeum Marynarki Wojennej ( 10,00 zł – bilet normalny) i polski niszczyciel z 1937roku ORP Błyskawica (12,00 zł – bilet normalny), dodatkowa płatna jest usługa przewodnicka to 60,00 zł.
Wracamy do Gdańska. Chwila na odpoczynek i zaczynamy właściwy cel podróży. Noc muzeów w Gdańsku. Jako pierwszy zwiedzamy Ratusz i przepiękną Salą Czerwoną. Zaproponowano ciekawa formę zapoznania się z pięknym sufitem – leżąco na karimacie. Kolejny jest dwór Artusa. Przywitał nas legionista rzymski. Podziwiamy piękne obrazy i płaskorzeźby. Udało się nam wejść też do domu Uphagena położonego przy ulicy Długiej 12, to jedyna w Polsce kamienica mieszczańska z XVIII wieku udostępniona dla zwiedzających. Prezentacja odzieży mieszczańskiej zadziwiała, a sposób ich czyszczenia jeszcze bardziej (wietrzenie na mrozie J ). Kamienica jak większość powierzchni Gdańska została zniszczona, jednak udało się go pięknie odrestaurować. Ceny gruntów w centrum miasta w XVII czy XVIII wieku były wysokie pewnie jak dzisiaj, jednak wielkość wnętrz w porównaniu do dzisiejszych standardów nie zadziwiają. Bardzo szkoda, że w dalszym ciągu nie udało mi się odwiedzić Muzeum Bursztynu, ale miejmy nadzieje do trzech razy sztuka.
Niedziela rano, wyjeżdżamy w drogę powrotną. Odwiedzamy jeszcze Toruń. Piękne miasto średniowieczne centrum miasta zostało wpisane w 1997 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO. Biegniemy pod Krzywą Wierzę, zgodnie z przesłaniem przylegając tyłem ciała do wierzy nie ma możliwości stać bez czyjejś pomocy, sprawdzone. Spacer po starówce, zdjęcie pod Kopernikiem, zakup pierniczków, które już nie smakują jak te z mojego dzieciństwa i niestety musimy udać się w drogę powrotną. Już na miejscu snułam plany żeby koniecznie przyjechać tu na weekend i poszwędać się wieczorem po mieście.
W czwartek po pracy postanowiliśmy wybrać się na relaks w basenach termalnych w Termie Baniaw Białce Tatrzańskiej. Widok gór i relaksujące bąbelki, czego można chcieć więcej. Polecam wyjazdy dniach roboczych. Cisza, spokój na strefie relaksu, czego brakuje mi w weekendy. Duże nawarstwienie ludzi i rozwrzeszczanych dzieciaków nie sprzyja wypoczynkowi.